top of page

Żyć, nie umierać - Rozdział 5

Następnego dnia Jack nie mógł się zkoncentrować. Miał prowadzić ważny meeting, ale cały czas bełkotał jakieś głupstwa. Po przewie zatrzymał go na wet szef, chcąc stwierdzić, co się z nim znowu dzieje. Ostatni raz Jack był w takim stanie, kiedy opuściła go Amy. Nathaniel, szef Jacksona, miał nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja, która miała miejsce jakiś czas temu. Rozumiał, że dla jego podwładnego trudne jest przeżycie rozpadu związku. Jednak nie mógł on tolerować wiecznego spóźniania się do pracy, alkoholizmu oraz prawie zerowej produktwności. Już miał Jacka wywalić, kiedy jego kumpel zjawił się w pracy. Obiecał Nathanielowi, że Jack poprawi się w ciągu najbliższego tygodnia, i co ogromnie zaskoczyło szefa, tak się naprawdę stało.

Po 7 dniach terapii Mills był jak na nowo narodzony. Zaczął chodzić do pracy na czas, posłusznie i efektywnie pracował, nie pił, nie zasypiał w trakcie meetingów... Nathaniel prawie go nie poznawał. Cieszył się jednak z nastałej zmiany, i miał nadzieję, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Dlatego był przerażony, kiedy w poniedziałek Jackson znowu był psychicznie nieobecny.

„Słuchaj, Mills... Dzisiaj byłeś jakiś nieobecny podczas dzisiejszego spotkania... Wszystko z tobą w porządku? Mam nadzieję, że nie powtórzy się ostatnia sytuacja....” Głos Nathaniela wyrwał Jacka z zamyślenia. „Słucham? Ah, tak, przepraszam, źle spałem ostatniej nocy, chyba z tego powodu jestem taki rozkojarzony.. Bardzo szefa przepraszam, pójdę dzisiaj wcześnie spać, żeby móc jutro nadrobić dzisiejsze zaległości.” „Czyli wszystko z tobą w porządku, Jack, tak?” „Oczywiście, szefie, jeszcze raz bardzo przepraszam za kłopot.” „Dobra, dobra... Tylko mi znowu nie popadaj w depresje, okey?” Jack pokiwał głową na znak zgody, poczym odwrócił się by udać się z powrotem do swojego biurka. „Aha, Mills? Wpadnij do mnie jutro o 10, mam do ciebie sprawę.”

Jack spojrzał z zaskoczeniem na swojego szefa. Nie wiedział, dlaczego ma się za nim stawić... Nie przypominał sobie jednak, żeby w ostatnim czasie coś mu nie wyszło, nie miał też problemów z innymi współpracownikami, co lekko go uspokoiło. Postanowił jednak, że na pewno się nie spóźni i pokaże Nathanielowi, że jest kompetentnym pracownikiem.

. . . . . . . . . . . .

Mills spojrzał na zegarek i szybko ręką ostatni raz poprawił włosy. Miał bzika na punkcie swojej czarnej czupryny. Sprawdził, czy wszystkie guziki jego białej koszuli są zapięte, po czym nałożył marynarkę i czarny krawat. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i z uśmiechem pokiwał głową. „Tak może być” – powiedział sam do siebie zadowolony.

Do pracy przyjechał nieco później niż zamierzał, jakiś dureń nie chciał ruszyć na zielonym, przez co wszystkie auta musiały czekać. Na Jacka wyszło dopiero następne zielone światło. A kilometr dalej miejsce miał wypadek. Tak więc kiedy dotarł do pracy, było już dawno po ósmej. Mills usiadł przy swoim laptopie i wziął się za papiery. Nie mógł się jednak zbytnio skoncentrować, w głowie wciąż brzmiały mu wczorajsze słowa szefa. Ciekaw był tego spotkania.

Punktualnie o 10 Jack zapukał do drzwi gabinetu szefa. Odczekał chwilę i wszedł do środka. Nathaniel Garbes siedział za biórkiem i coś pośpiesznie notował. „Momencik, Mills, zaraz skończę, usiądź w międzyczasie.” Czarnowłosy zrobił jak mu kazano, spoglądając na zapracowanego szefa. Miesiąc chylił się ku końcowi, co znaczyło o wiele więcej pracy dla wszystkich – szczególnie dla Nathaniela, który musiał sprawdzić osobiście najważniejsze dokumenty. Ten podpisał ostatni papier, poczym odłożył długopis. „Dobra, już skończyłem” – uśmiechnął się pogodnie do Jacka, po czym kontynuował. „Pewnie zastanawiasz się, dlaczego chciałem z tobą rozmawiać?” Mills odpowiedział zgodnym skinięciem głową.

„Otóż... Na pewno wiesz, że niedawno otworzyliśmy nową filię w Londynie. Brakuje tam jednak doświadczonych pracowników, którzy byliby zdolni zarządzać tamtejszym personelem i byliby... nazwijmy to może osobami kontaktowymi z tutejszą filią. Słyszałem, że już nie jesteśw związku... Chociaż nie wiem, czy coś się nie zmeniło?” „Nie, szefie, ciągle jestem singlem” – uśmiechnął się smutno Jack. Minęło dużo czasu od zerwania, jednak wspomnienie na Amy ciągle go bolało. „Wiem, że to zabrzmi dziwnie... Ale to w sumie dobrze. Chciałbym, żebyś ty, Jackson Mills, przejął naszą filię w Londynie i zaczął pracować tam jako główny zarządca.”

Jackowi aż zaparło dech w piersiach. „Szef... Szef mówi tak na poważnie?” – zapytał, nie wierząc, co właśnie usłyszał. „Oczywiście, przecież wiesz, że o poważnych sprawach nie żartuję. Pomyśl o tym, jest to wyjątkowa szansa – możesz zacząć wszystko od nowa, poukładać sobie życie po swojemu... No i będziesz panem swojego czasu. Przykro mi, że muszę cię tak ponaglić, ale potrzebowałbym znać twoją odpowiedź najpóźniej w ten piątek. Przemyśl to sobie na spokojnie, a kiedy będziesz wiedział, daj od razu znać.” „Tak jest, szefie. A... Mogę jeszcze zapytać? Jeżeli bym się zgodził, za jak długo miał bym rozpocząć pracę w Londynie? No bo, wie szef, będę musiał prawdopodobnie znaleźć jakieś mieszkanie do wynajęcia, sprzedać aktualne, załatwić jakieś sprawy...” „Nic się nie bój, Jack” – Garbes poklepał Millsa po ramieniu. „Ze sprzedaża oraz wynajęciem mieszkania pomoże ci nasz makler, koszty przeprowadzki pokryje firma. Chodzi o to, że potrzebujemy, żebyś zaczął pracę jak najszybciej, oczywiście jeżeli się zgodzisz, więc w Londynie rozpocząłbyś działalność, no.. w idealnym wypadku w ciągu 2 tygodni...”

Jack spojrzał na szefa, nie wiedząc, co powiedzieć. Dwa tygodnie na załatwienie wszystkich spraw, wliczając w to załatwienie nowego mieszkania, to wcale nie dużo... Jednak propozycja zmiany miejsca pracy oraz możliwości panowania nad własnymi godzinami pracy... Wydawały się być bardzo kuszące. Pożegnał się z szefem i wrócił do swojego biórka. Będzie musiał nad tym solidnie pomyśleć, jednak jak na razie, ta propozycja całkiem mu się uśmiechała.

RECENT POSTS:
bottom of page