top of page

Rozdział 4

Lubiłem swoje nudne życie. Lubiłem to swoje cholerne nudne życie. Więc dlaczego moi kumple musieli go totalnie zruinować…?

Dym z papierosów unosił się nad stolikami niczym poranna mgła nad Londynem. Kłębił się, przewracał, tańczył pomiędzy meblami, zwinnie wymijając ludzi. Gdyby nie głośna muzyka rockowa oraz jakiś facet, ewidentnie nachlany, wydurniający się na stole, mozna by uznać ten obraz za malowniczy. Ale taki nie był. Był ekscytujący, agresywny… W pewnym sensie może nawet irytujący. A w pośrodku tego wszystkiego znajdował się on. Uosobienie chaosu. Jackson Mills.

Jack, Jackson, czy tez Jackie – w zaleznosci od tego, z kim właśnie rozmawiał, właśnie przedstawiał światu swoje najnowsze wytwory taneczne – wywołując kpiące uśmiechy jeszcze trzeźwych, a jednak zarabiając pokaźne oklaski tych bardziej nachlanych. Prawie 30letni mężczyzna, chociaż do swego wieku Jack chyba nigdy by się dobrowolnie nie przyznał, rzucał rękami we wszystkie strony, czas od czasu kopiąc nogą w bok. Aktualnie znajdował się w bezbrzegim morzu alkoholu, które przyćmiło jego świadomość.

„Hey, Jack! Zejdź już z tego stołu, co?“ – krzyknął ktoś z tłumu. Prawdopodobnie któryś z kumpli Mills´a stwierdził, że nie ma ochy płacić rachunku nie tylko za litry alkoholu, ale także rozbite naczynia i meble, które na pewno nie przeżyłyby całego pokazu Jacksona. „Ale po cooo?“ – odkrzyknął Jack. „Tu jest fajnie! Też powinienieś spróbować, Vic!“ „Jack, mówię powaznie! Ochroniarze pewnie zaraz tu będą a co ty potem zrobisz? Chyba się z nimi nie będziesz bić w takim stanie? No chodź, złaź na dół, może jeszcze kiedyś tu przyjdziemy…“ Dopiero ostatnia obietnica podziała na Millsa. Kiedy się zpił, był jak małe dziecko – wiecznie się wykłócał, lubił stawiać na swoim i nikogo nie chciał się słuchać.

Victor nie mógł złościć się na Mills´a. To on zaproponował wspólny wypad to tego klubu. Jack był jego najlepszym kumplem, jednak od czasu, gdy Mills´a zostawiła jego (teraz już była) dziewczyna Amy, ciągle coś było z nim nie tak. Z Amy zaczął chodzić tylko dlatego, że jego rodzice nie dawali mu spokoju i nalegali, żeby w końcu znalazł sobie jakąś partnerkę. Millsowi niezbyt się to uśmiechało, jednak nie chcąc już dłużej słuchać wywodów nadto troskliwych rodziców, postanowił spróbować. No i udało mu się, zyskał serce Amy. Tak przynajmniej myślał.

On nie żywił do niej żadnych uczuć, kiedy ona była w nim beznadziejnie zabujana. Dopiero po roku bycia razem Jack uświadomił sobie, że do kobiety, z którą codziennie budzi się w jednym łóżku jednak coś czuje. Do tej pory jednak raczej zaniedbywał Amy. Ta z kolei znalazła sobie kochanka. No bo co tu z faceta, skoro nawet z własną dziewczyną nie ma ochoty uprawiać seksu? Ostatecznie skończyło się na tym, że Amy dała Jackiemu koszem i wyjechała z jakimś murzynem za granicę. Od tego czasu Mill właściwie o niej nie słyszał. Jednak w końcu poczuł, co to znaczy mieć złamane serce… I jeszcze nie zdołał się z tego odkrycia pozbierać.

„Jackieee? A może ochłoniemy na chwilę, co? Napijemy się czegoś, pogadamy...” – Victor wiedział, że porusza się po bardzo cienkim lodzie. To mogło skończyć się gotową katastrofą. Jack spojrzał na kumpla lekko oburzonym wzrokiem. Chyba uświadamiał sobie, pomimo swojego stanu, że kumpel nie chce, żeby narobił tu burdelu. „Dobra noooo... Niech ci będzie... Ale następnym razem idziesz na parkiet razem ze mną, Vic!” Mężczyźni przybili piątki na znak zgody i poszli zająć miejsce przy jednym z okrągłych stolików, rozmieszczonych dookoła sali tanecznej. „Hey, Vic, zamawiamy coś?” „No, w sumie... Tylko jeszcze nie wiem co by tu... A, co mi tam, wezme nam po piwie, może być?” Jack kiwnął tylko głową, skupiając wzrok na tańczących ludziach. „Kurde nooo, nawet pobawić się człowiekowi nie dają....”

Victor wrócił po chwili z trzema butelkami piwa, a za nim tarmoszył się o głowę niższy facet, w wieku na oko 35, może 38 lat. „Jackie, Thoma znasz? Nie? Okey, Jackson – Thomas, Thomas – to jest Jackson” - przedstawił ich sobie nawzajem, po czym postawił po butelce piwa przed każdym z nich. Z początku rozmowa niezbyt się kleiła, ale po jakiejś pół godzinie, obaj – Jack i Thom, nabijali się z Victora i jego nowo zapuszczonej brody. W pewnym momencie Thomas na chwilę spoważniał, przechylając przy tym głowę w prawo, jak by nad czymś intensywnie myślał. „Hey, Jackie... Słyszałem że pono jakaś fajna laska ci potrzebna... Wiesz, randki i podchody to nie dla mnie... Ale jak byś chciał coś... ot tak, tylko dla relaksu....” – to mówiąc wyciągnął z torby palmtopa i otworzył jedną z przeglądarek. „To mam coś w sam raz dla ciebie. Chociaż tobie, Vic, też by się chyba spodobało... Chodźcie, pokażę wam.” Victor z Jacksonem spojrzeli na siebie niepewnie, po czym wzruszyli ramionami i dosunęli krzesła bliżej do Thoma, tak, żeby widzieli, co chce im pokazać.

„Serfowałem ostatnio w necie... I szukałem jakiejś ciekawej knajpki albo baru, no wiecie, miejsca, gdzie wartałoby wydać trochę hajsu, nie?” – to mówiąc zaczął wpisywać jakieś słowo w pole wyszukiwarki. „No i natknąłem się na to.” Na twarzy Thomasa pojawił się tryumfalny uśmiech. „No, ale że niby co? Przecież to jest zwykła witryna jakiegoś pubu..” „Poczekajcie, poczekajcie... Zaraz zaczną się cuda..” – Victor uśmiechnął się tajemniczo, logując się zarówno do swojego konta w barze. „I tu się, kochani, zaczyna prawdziwa zabawa... To je taki jakiś sobie bar... To połączenie baru, barlesque no i co najlepsze – część aktorstwa jest, że tak powiem, na sprzedaż.. O patrzcie, ostatnio wrzucili nawet jakieś foty”

Victor prawie przykleił twarz do ekranu, patrząc z zafascynowaniem na zdjęcia przedstawiające kilka osób w różnych pozach. Zdjęcia nie pokazywały za dużo – nie ujawniały twarzy, trudno było zgadnąć wiek fotografowanych aktorów i aktorek, jak określił ich Thomas. Mimo to, były kuszące. Vicovi szczególnie spodobało się zdjęcie długowłosej dziewczyny w bikini, której część ramion zakrywała prawie przezroczysta biała koszula. „Noo, chłopie, dobra witrynę to ty znalazłeść” – poklepał uznale Thomasa po plecach. „A co tobie, Jackie, podoba się tam ktoś?” „Wiesz, jak byś tak nie przyklejał swojego ryja do tego ekranu, to może też bym coś zobaczył” – zaśmiał się Jack. Victor posłusznie odsunął się od ekranu, śmiejąc się przy tym na całe koło. „No to co, widzisz kogoś interesującego? Hmmm?” Jack dokładnie przyjrzał się ekranowi. Musiał uznać, że zdjęcia były naprawdę dobre. Wszyscy wyglądali świetnie. Jego uwagę przykłuło jednak jedno konkretne zdjęcie.

„Ej nooo, Jackie, co się tak gapisz i nic nie mówisz? Interesuje nasz twój wybór, wiesz? To która jest wybranką twojego serca?” – dziabnął w Jacka Thom. „Eh... Wybranka... No nie wiem, chłopaki... Obie to niezłe dupy... Ale no, jakoś żadna mi się aż tak nie podoba... Not my style, gentelman” – Jackie uśmiechnął się do nich szarmancko, jednak stale nie odwrócił wzroku od zdjęcia. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to może nieco dziwnie wyglądać i szybko oprzytomniał.

„Dobra, chłopaki, ja się będę zbierał, jutro mam ważne spotkanie, muszę wymyślić co z moim kacem” – zaśmiał się Jack, w głowie zapisując adres witryny internetowej. „Także na razie, widzimy się niedługo.” Uścisnął się z Victorem, Thomasovi podał rękę i chwiejnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z baru.


RECENT POSTS:
bottom of page